piątek, 27 stycznia 2012

Rozdział 7

Na początek chcę Wam podziękować kochani za tyle wejść . Jesteście Wielcy ! ♥ I dziękuję również tym, którzy czytają, obserwują, bo dzięki Wam mam ochotę dalej pisać nowe rozdziały i nie powiem , że nie jest mi miło, bo na pewno jest widząc kolejną osobę, która dodała do obserwowanych, pochwaliła i weszła na blooga . Mam nadzieję, że będziecie ze mną do końca . A czy przetrwamy razem do następnego rozdziału, czy napisze chociaż 10 rozdział? Tego nikt nie wiee .. ;*


***


Nie minęło 15 minut, a obok Sashy i Marshala już chodziła to w tą to w tamtą stronę zdenerwowana mama Nadine. Strasznie bała się o córkę, która stanowiła część jej życia. Szczupła kobieta już od tygodnia żyła w strachu przed utratą swej jedynej córki, jedynego powodu, dla którego wstaje rano rozpoczynając nowy dzień, jedynego powodu , dla którego żyje ..
-Sasha, powiedz mi dziecko prawdę. Co się dzieje z Nadiną ? - zapytała kobieta siadając obok rudowłosej - Przez co ona straciła szczęście?
Sasha otworzyła usta, lecz po kilku sekundach znowu zamknęła. Myślała czy ma odwagę powiedzieć matce nejlepszej i jedynej przyjaciółki o problemach? Popatrzyła w blade oczy matki Nadine szukając odpowiedzi. Wyczytała tylko straszny ból i cierpienie,które powoli traciło sens.
- Przecież pani wie, że to przez Sajmona.
- Przecież Ty Sasha wiesz, że to na pewno nie jest jedyny problem.
- Dobrze... Nadine tęskni za ojcem, przed chwilą o tym rozmawiałyśmy, ona mu wybaczyła, już dawno.
Mama Nadine momentalnie wybuchła płaczem. Nie sądziła, że ten dzień nadejdzie, nie sądziła, że będzie musiała znowu znalezć miejsce dla swojego byłego męża.
-Muszę to zrobić... - powiedziała blada kobieta sama do siebie i wyjęła z kieszeni komórkę.
-Pani ma numer do swojego byłego męża?
-Usunęłam dawno temu.
-To co chce pani zrobić?
-Zadzwonić do taty Nadine.
-No, ale usunęła pani przecież numer.
-Co z tego,skoro znam Go na pamięć? Może po tylu latach nie zmienił numeru... - odpowiedziała  kobieta posyłając dziewczynie uśmiech i wciskając klawisze.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci ...
-Słucham? - powiedział męski głos w telefonie.
-Cześć, to ja. Pamiętasz?
-Tak, poznałem po głosie.
-Wiesz, że mamy razem córkę, prawda?
-No tak...
-To wyobraz sobie, że właśnie walczy ona o życie, ponieważ taki idiota jak Ty nie interesował się nią nigdy i nigdy przy niej nie był.
-Nadine?!
-O brawoo .. no , chociaż imię znasz.
-Przestań.- syknął - podaj mi adres, a postaram się jak najszybciej tam być.
W tej samej chwili wyszedł z sali lekarz.Wszyscy od razu rzucili się na Niego zadając pytania.
-Spokojnie, spokojnie. Dziewczyna przeżyła, uratowaliśmy ją.
Od razu posypały się podziękowania.
Nadine potrzebowała teraz odpoczynku, lecz po trzech godzinach przyjechał jej ojciec. Wszedł do szpitala. Skierował wzrok w tęczówki mamy Nadine. Wspomnienia od razu wróciły, a oczy się zaszkliły.
-Cześć, można tam wejść? - powiedział niepewnym głosem wysoki mężczyzna o 183 centymetrach wzrostu.
-Cześć, chyba tak.- odpowiedziała kobieta unikając kontaktu wzrokowego.
Mężczyzna zapukał ostrożnie w drzwi i wszedł.
-Dzień Dobry - powiedział.
-Dzień Dobry, kim pan jest? - odpowiedziała dziewczyna nie kojarząc sobie tego człowieka, który wszedł sobie ot tak i zaczyna rozmowę.
- Ja jestem .. Twoim ojcem.
Nadine osłupiała. Wpatrywała się w twarz mężczyzny o ciemnej karnacji. Ten człowiek to jej ojciec? To właśnie On tak mocno je zranił?
Dręczącą ciszę przerwał ojciec Nadine pytaniem: Wybaczysz?
-Wiesz, są ludzie, którym pozwolę wracać zawsze. Choćby nie wiadomo jak mnie zawiedli, i jak bardzo pozwolili mi cierpieć. I mimo, że wywoływali najokropniejszy ból, gdy odchodzili - to wywołują nacudowniejszy uśmiech, gdy wracają. Wybaczam... - powiedziała Nadine przytulając się do torsu swego ojca, któremu popłynęły po policzkach łzy. Żałował, że nie był przez te piętnaście lat przy swojej córce, na pewno .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz